(Fri, 10 Lipca 2015, 10:43:52)julia09033 napisał(a): Witam
Po zabiegu zdecydowalismy sie z mezem ze zbadamy przyczyne i poznamy plec dziecka, zeby uzyskac tez akt zgonu, zeby isc na urlop macierzysnki.
I teraz moje pytanie , dowiedzialam sie dzis ze za wynikami bede czekac 4 tyg! a bylam pewna ze 2 tyg!, i co wtedy? obecnie jestem na l4...jesli ja dostane wyniki za 4tyg, to co ja mam zrobic? isc na l4, a potem jak bede miec dokumenty to moge isc na 8 tyg macierzysnki? bo juz tego nierozumiem..jak miesiac juz minie od straty...
Moze macie jakies dowiadczenie w tym?
Witam,
ja mojego Aniołka straciłam ostatecznie 01.08.15. 30 lipca byłam na usg, gdzie dowiedziałam się, że serduszko już nie bije, ciąża zatrzymała się na 7 tyg, a ja byłam już prawie w 11 tyg. Ta straszna wiadomość w gabinecie pozwoliła mi "zaplanować" kolejne dni. Rozmawiałam z koleżankami, które miały za sobą poronienia i "pocztą pantoflową" dowiedziałam się o przysługujących mi prawach, a zwłaszcza urlopie macierzyńskim!
1 sierpnia, w sobotę, trafiłam na dyżur mojej lekarki do szpitala z lekkimi bólami podbrzusza, wiedziałam co będzie dalej, Cytotec, czekami i zabieg... Wszystkich informowałam, że będę chciała skorzystać z urlopu macierzyńskiego, ale zarówno położne, jak i Pani dr powiedziały, że coś tam faktyczne mogę uzyskać, ale przepisy ciągle zmieniają się i dopiero w poniedziałaek przy wypisie otrzymam dalsze wytyczne jak "starać się" o ten urlop.
I JEST TO DLA MNIE NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE, że ja po stracie mojej Kruszynki, mam"strać się" o coś, co mi się należy. Jestem w szoku, że to ja informowałam w szpitalu inne pacjenki, w podobnej do mojej sytuacji i one nie wierzyły mi, że mamy prawo do urlopu 8-tyg 100proc. płatnego!!! Gdzie my żyjemy???
W poniedziałek 3 sierpnia ruszyłam do sekretariatu Oddziału Ginekologii Szpitala. Ponieważ do 04.08.15 mam zwolnienie "ciążowe", Panie poinformowały mnie, że albo staram się o urlop macierzyński, ustalam na własny koszt płeć, albo biorę L4 ze szpitala po zabiegu i koniec. Co nie do końca jest prawdą. Szpital wydał mi zaświadczenie, że będę ubiegała się o urlop macierzyński... Ale badania histo-pato i określenie płci zajmą ok. 2 tyg, zanim szpital wypisze Akt Urodzenia z adnotacją, że dziecko zmarło.
Dzwoniłam do Rzecznika Praw Pacjenta i na infolinię ZUS, bo aby szpital wydał Akt Urodzenia trzeba ustalić płeć i czas będzie płynął a ja w pracy mam być w jakimś zawieszeniu???...
Dowiedziałam się, że urlop macierzyński i tak będzie liczony od dnia poronienia, czyli 01.08.15. Doradzono mi, aby po zakończeniu mojego L4 do 4.08, lekarz ginekolog wystawił mi kolejne L4 takie po zabiegu, płatne 80 proc na jakieś 2 tyg, czyli okres w którym powinnam załatwić wszystkie formalności związane z ustaleniem płci.
Te L4 będą anulowane, kiedy w dopełnię formalności i Akt Urodzenia dojdzie do USC. od dnia 01.08.15 będę wówczas na 8tyg 100 proc urlopie macierzyńskim...
To wszystko jest tak zawiłe, żeby kobietom po stracie swoich Kruszynek odechciało się korzystać z przysługujących im praw!
W szpitalnym Zakładzie Patomorfologii, poinformowano mnie, że badania histo-patologiczne potrwają prawie do końca tygodnia i mogą być problemy z ustaleniem płci, bo tkanki są już w formalinie, i powinnam zgłosić lekarzowi, że będę chciała określać płeć badaniem genetycznym, wtedy przy zabiegu materiał powinien iść do dwóch probówek!!!
Wróciłam do sekretariatu oburzona, bo skąd ja mam to wszystko wiedzieć i w chwili łyżeczkowania instruować lekarza!!!
W necie znalazłam dwa punkty w moim mieście, gdzie robią badania genetyczne płci odpłatnie oczywiście i poinformowano mnie, że nie dobrze się stało, że tkanki są już w formalinie, bo ciężko im uzyskać z takich materiałów DNA! Słysząc chyba moje załamanie i tą historię z trudnościami, z jakimi po poronieniu, po tak wielkiej dla nas stracie, musimy walczyć, zapewniono mnie, że badanie wyjdzie, że w takich sytuacjach zawsze wychodzi i że trzeba sobie pomagać... I to chyba jedyny moment, gdzie poczułam jakąś empatię i chęć pomocy w tak trudnej dla mnie sprawie.
I jeszcze jedno, każda z nas przeżywa swoją stratę inaczej... Mnie psychicznie uratowało do tej pory to, że zabieg był planowany, wiedziałam, co się stało, co będzie w szpitu, nie widziałam ani kropli krwi przed zabiegiem, wszystko "miałam pod kontrolą"... nie wiem nawt jak to określić przy tym całym ogromie nieszczęścia...
Ale załamałam się, kiedy zaczęłam myśleć o tym, że będę musiała nadać mojemu Aniołkowi imię i żeby przeżyć naszą stratę w spokoju na tym 8-tyg urlopie, poukładać sobie życie, bez tego Maluszka, który miał u nas pojawić się na koniec zimy, ustawodawca, jacyś bezduszni urzędnicy sprawili, że leci mi pierwszy tydz urlopu, a ze mną nie jest nic lepiej i wiem, że totalnie rozkleje się, jak poznam tą płeć i będę musiała wpisać imię...
Przpraszam rozpisała się, ale dziewczyny, trzeba walczyć o swoje, o to co się nam należy, bo każda z nas ma za sobą wielką stratę!